Sławomir Chmiel i Bartosz Matoga – Orły w locie na piłkarski szczyt
18-latkowie Sławomir Chmiel i Bartosz Matoga swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiali w szkółce Orliki Myślenice i to właśnie z szkółki Orła Myślenice razem trafili do Wisły Kraków, a następnie młodzieżowej reprezentacji Polski. Choć ich drogi nieco się rozeszły, to dziś przecierają szlaki kolejnym młodym talentom, chcąc pokazać, że z małego klubu da się wznieść na najwyższy poziom piłkarski w Polsce…
Wywiad dla miesięcznika powiatowego SEDNO:
Debiut w Ekstraklasie jeszcze przed Wami, teraz czas na wejście w dorosłą piłkę, które dla nikogo nie jest łatwe. Zacznijmy jednak od początku, a raczej Waszych początków. Szkółka piłkarska Orliki Myślenice wystartowała w 2008 roku, a w niej 6-letni Sławomir Chmiel. Kilka lat później dołączył Bartosz Matoga. Razem stanowiliście o sile rocznika 2002…
Sławomir Chmiel: No tak, w Orlikach grałem od początku istnienia szkółki. Pamiętam jak jeszcze nas było niewielu, prowadził nas trener Kamil Ostrowski i z czasem dołączali kolejni zawodnicy, a szkółka zaczęła się rozwijać. Pod skrzydłami trenera Ostrowskiego przeszedłem przez kilka szczebli w dziecięcej piłce, a pracowali z nami jeszcze trener Marek Pajka i Krzysztof Karpeta, u którego debiutowałem w trampkarzach. Świetnie wspominam zarówno czasy w Orlikach, jak i współpracę z pierwszymi trenerami. To oni zaszczepili we mnie chęć gry w piłkę nożną. Na pewno miało to wpływ na to, gdzie jestem teraz.
Bartosz Matoga: Ja do Orła trafiłem kilka lat później niż Sławek dzięki temu, że trenowali tutaj moi koledzy z Zakliczyna i zabrali mnie ze sobą. W szkółce Orła spędziłem cztery lata, a później co prawda nie jednocześnie ze Sławkiem, ale poszliśmy w to samo miejsce trafiając do Wisły Kraków. Kolejnym moim klubem było Zagłębie Lubin, a teraz gram w III-ligowym Podhalu Nowy Targ.
Czyli dobrze wspominacie czasy w Orle, co szczególnie zapadło Wam w pamięci?
Bartosz Matoga: Fajną przygodą były wyjazdy z Orłem na turnieje do Austrii, czy do Francji. Nawet nie tylko gra w piłkę, ale możliwość zwiedzania różnych miejsc była dużym przeżyciem w tamtym czasie. We Francji byliśmy na przykład w Disneylandzie, a na turnieju w Austrii pamiętam górskie atrakcje – tyrolka nad jeziorem, czy zjazd kolejką górską. Oczywiście oprócz tego mieliśmy bardzo dobrą drużynę, bo na tych międzynarodowym turnieju we Francji zajęliśmy drugie miejsce, a w Austrii czwarte, czy piąte. Niby taki mały klub, a pojechaliśmy i pokazaliśmy się z naprawdę dobrej strony.
Czy przejście z małego klubu, jakim jest Orzeł Myślenice do jednego z najlepszym w Polsce jest trudne? Ciężko było się zaadaptować? Z perspektywy czasu można powiedzieć, że szybko staliście się wiodącymi postaciami w młodzieżowych grupach Wisły Kraków.
Sławomir Chmiel: Porównując umiejętności zawodników, to przeskok z Orła do Wisły wcale nie był aż tak widoczny, natomiast na początku bardzo dużą różnicą była intensywność treningu. Miałem na początku wiele dylematów, bo w Orle miałem kolegów i świetną drużynę, od której ciężko było się oderwać. Ostatecznie postanowiłem, że spróbuje swoich sił w Wiśle Kraków i jestem w niej do teraz. Cieszę się, że taką decyzję podjąłem i z tego jak się potoczyły moje losy.
Bartosz Matoga: Moja sytuacja z transferem do Wisły była dosyć nagła, bo pamiętam, że ze Sławkiem to się trochę ciągnęło. Ja dostałem informację od trenerów z Wisły, którzy poprosili o rozmowę z moimi rodzicami i szybko się zdecydowaliśmy. Tak naprawdę to była decyzja nie tylko moja, ale głównie rodziców. Mama miała sporo wątpliwości co do dojazdów, powrotów późną porą, kolidowaniem treningów ze szkołą, bo codziennie dojeżdżałem do Krakowa. Moi rodzice odważyli się na ten krok i dziś mogę powiedzieć, że wiele mnie to nauczyło, trzeba było szybko dorosnąć i stać się samodzielnym, trochę nauczyć życia na własną rękę. Specyfika treningu bramkarza i model pracy w Wiśle znacznie się różniły, ale sportowo muszę potwierdzić słowa Sławka, że w młodszych kategoriach wiekowych w barwach Orła graliśmy z Wisłą jak równy z równym.
Nie było problemów z łączeniem profesjonalnego podejścia do treningów z nauką i obowiązkami szkolnymi?
Sławomir Chmiel: Ja taki problem mam do teraz. Mama „ciśnie” mnie cały czas, bo jest nauczycielką, że muszę przyłożyć się do nauki. Teraz jestem w klasie maturalnej, więc chcę się dobrze przygotować. Na pewno w początkowych latach kiedy zaczynałem trenować, łączyłem tę pasję do piłki ze szkołą, teraz jest trudniej, bo czasu na naukę jest coraz mniej, ale wiem, że nie mogę zaniedbać ani piłki, ani szkoły i zdać dobrze maturę.
Bartosz Matoga: Poszedłem trochę inną drogą niż Sławek, który chodził przez cały czas do szkoły w Myślenicach, ja wybrałem szkoły sportowe najpierw wiślacką, później w Zagłębiu Lubin i siłą rzeczy poziom nauki nie był tak wysoki. Ale może to i dobrze, bo wychodziłem wtedy z domu o 6 rano, a wracałem o 20 i wieczorem pomimo zmęczenia trzeba było trochę czasu na naukę poświęcić. Szkoła też jest ważna, czasem może jest trudniej, jest mniej czasu, ale wystarczy chcieć i da się pogodzić treningi ze nauką.
Wspomniałeś Bartek o Zagłębiu, a tam też trafiłeś w stosunkowo młodym wieku. Mając 15 lat wyjechałeś do Lubina, zdany trochę sam na siebie, internat, nowa szkoła, nowy klub, nowi koledzy…
Bartosz Matoga: Miałem szczęście, że wtedy poszło nas trzech jednocześnie z Wisły Kraków do Zagłębia Lubin, trafiliśmy razem do pokoju w internacie. Na pewno była to nowa rzecz i na początku świadomość, że jest się 350 kilometrów od rodziców w wieku piętnastu lat. W domu pojawiałem się raz na trzy-cztery miesiące, trzeba było się nauczyć podstawowych rzeczy i samodzielnego życia, samemu zadbać o jedzenie, czy pranie. W Zagłębiu jednak baza była świetna i ukierunkowana pod treningi – szkoła na miejscu, w internacie schodząc dwa piętra miałem siłownie, trzy piętra niżej szatnię, a wokół kilka boisk do dyspozycji.
Choć na Wasze występy w Ekstraklasie jeszcze czekamy, to macie już doświadczenia z wejściem do ekstraklasowej szatni. Jak to wyglądało z Waszego punktu widzenia, jak przyjmują takiego młodziana doświadczeni piłkarze z przeszłością na międzynarodowym poziomie?
Bartosz Matoga: Pierwsze wejście do seniorskiej szatni Zagłębia Lubin na pewno było szczególne. Idziesz na trening z nastawieniem, że tam są przecież piłkarze, którzy grają na najwyższym poziomie w Polsce i przechodzi przez myśl co będzie jak zawalę, co będzie jak puszczę bramkę i czy ktoś będzie na mnie krzyczał… Ale tak naprawdę zawsze w szatni znajdą się trzy-cztery takie osoby, które zagadają, dosiądą się w szatni, pomogą odnaleźć się w drużynie. Natomiast jak już mówiliśmy o intensywności, to przeskok do drużyny w Ekstraklasie był znacznie większy. Tam wymagania są już inne, piłkarze zarabiają duże pieniądze, widać ich pracę na treningach i to wejście nie było na pewno łatwe. Dużo jednak można z tego wyciągnąć i zebrać doświadczenie. Pamiętam, że trening strzelecki z takimi piłkarzami jak Kuba Świerczok, czy Bartek Pawłowski były dużym wyzwaniem i sporo mnie nauczyły. Wchodząc do takiej szatni potrzeba też odwagi, nie chodzi o to żeby siedzieć cicho w kącie, ale pokazać, że okej jestem młody, ale się nie boję i podejmuję rękawicę.
Sławomir Chmiel: Pamiętam, że mój pierwszy trening z seniorami Wisły Kraków był za czasów trenera Macieja Stolarczyka i już po dwóch dniach dostałem w wieku 16 lat powołanie na mecz sparingowy. Dla mnie jako młodego piłkarza debiut w seniorach był to niezwykłym przeżyciem. Zagrałem wtedy u boku ekstraklasowych piłkarzy, mogłem coś od nich podłapać, wiele się nauczyć, a z każdym kolejnym treningiem emocje już spadały, nie było takiej napinki, była już większa świadomość pracy, którą muszę wykonywać i udowodnienia swoich umiejętności. Największe wrażenie zrobił na mnie Paweł Brożek, był już u schyłku swojej kariery, a jego skuteczność na treningach nie zawodziła. Podobnie Marcin Wasilewski, którego na przestrzeni kariery dotknęły poważne kontuzje, a i tak dał rady wzbić się na najwyższym poziom, grał niezwykle twardo i właśnie ten charakter pozwolił mu zdobyć mistrzostwo Anglii z Leicester.
Wróćmy jeszcze trochę do przeszłości. W trampkarzach, grając w Wiśle Kraków zostaliście powołani do reprezentacji Polski do lat 15? Jak to wspominacie, kto z tamtej drużyny zrobił największe wrażenie i czy ma to przełożenie na ich dzisiejsze występy w Ekstraklasie? Nawiązaliście jakieś znajomości, które utrzymujecie do teraz?
Bartosz Matoga: Razem ze Sławkiem byliśmy na turnieju w Uzbekistanie, graliśmy wtedy z Japonią, Białorusią i Uzbekistanem. Czasem się mijaliśmy, że Sławek był powoływany, a ja nie. Innym razem tylko ja. Łącznie kilka razy biliśmy na zgrupowaniach i konsultacjach reprezentacji Polski. Byłem też powołany na mecz eliminacji Mistrzostw Europy już jako zawodnik Zagłębia, ale niestety kontuzja przeszkodziła mi w wyjeździe na zgrupowanie. Na pewno założyć koszulkę z orzełkiem na piersi i usłyszeć na murawie Mazurka Dąbrowskiego to marzenie każdego.
Sławomir Chmiel: Tak jak Bartek wspomniał na pewno możliwość gry w reprezentacji była szczególnym wydarzeniem. Na zgrupowaniach kadry nawiązałem znajomość z Jaśkiem Biegańskim z Lechii Gdańsk i utrzymujemy stale kontakt. Z innymi czasem wymienimy po kilka wiadomości, natomiast jak chodzi o piłkarza, który był wiodącą postacią w naszym roczniku to był to Kuba Kamiński i potwierdzają to teraz jego występy w Lechu Poznań.
Jako zawodnicy Wisły Kraków rywalizowaliście w Centralnych Ligach Juniorów na najwyższym poziomie w Polsce, ale też turniejach międzynarodowych. Pojawiały się jakieś możliwości wyjazdów?
Bartosz Matoga: W 2016 roku w bazie sportowej Wisły Kraków w Myślenicach rozgrywaliśmy turniej, w którym wzięły udział FC Liverpool, Hertha Berlin i Żilina. Dobrze wypadłem wtedy i już w czasie turnieju podeszli do mnie trenerzy z Liverpoolu, ale mój język angielski jeszcze nie był na najwyższym poziomie i nie pozwolił na swobodną wymianę zdań. Później pamiętam wracając z treningu dostałem telefon od trenera Filipka z pytaniem jak z moim angielskim, bo za miesiąc lecimy do Liverpoolu. Byłem tam dwanaście dni, zaliczyłem w tym dwa treningi z trenerem bramkarzy, który dziś trenuje z Allisonem Beckerem w pierwszej drużynie Liverpoolu. Zagrałem w dwóch meczach z Blackburn Rovers i Preston North End. Na pewno angielska piłka to troszkę inny świat, fizyka gra główną rolę. Tam każdy trzy godziny przed treningiem już był na obiekcie, szedł na siłownię, pracował indywidualnie. Warunki infrastrukturalne to totalnie inny świat niż to co mamy w Polsce. Wyniosłem z tego wyjazdu bardzo wiele, wiedziałem nad czym pracować zdobywając te doświadczenia, choć nie udało mi się przekonać trenerów na tyle, żeby zaproponowali mi zostanie w Liverpoolu. Później skorzystałem jeszcze z zaproszenia Herthy Berlin, gdzie na tygodniowych treningach również mogłem zobaczyć trochę inną szkołę niż w Anglii. Niemcy zdecydowanie większą uwagę przykuwali do techniki.
A jak wyglądają plany na najbliższą przyszłość?
Sławomir Chmiel: Celem na najbliższe pół roku jest dla mnie możliwość zadebiutowania w pierwszej drużynie Wisły Kraków w Ekstraklasie. Od tego jest zależne co będzie dalej, czy będę miał możliwość gry w Wiśle po skończeniu wieku juniora, czy pójdę na jakieś wypożyczenie do innego klubu.
Bartosz Matoga: Podstawą teraz jest regularna gra, bo tego mi brakuje. Dlatego powalczę o wskoczenie do bramki w Podhalu Nowy Targ. Wahałem się przed sezonem, czy zostać jeszcze rok w Zagłębiu w juniorach, czy podjąć rywalizację w seniorskiej piłce. Na pewno to zupełnie inna piłka i nowe doświadczenie. Choć nie pograłem jeszcze zbyt wiele, to na pewno wiele się nauczyłem. Cel na teraz to regularna gra, a co będzie dalej - zobaczymy.
Pandemia młodym zawodnikom zabrała ubiegłoroczną wiosnę, nie było możliwości pokazać się w dość kluczowym dla Waszego rozwoju momencie. Jak wyglądał czas lockdownu i wręcz zakazu gry w piłkę? Trenowaliście indywidualnie na obiektach Orła, więc tożsamość z klubem macierzystym pozostała…
Sławomir Chmiel: Z wynikami i działalnością Orła Myślenice jestem na bieżąco, śledzę klub w mediach społecznościowych. Czasem indywidualnie trenuje i jestem wdzięczny trenerom i zarządowi, że stwarzali mi zawsze możliwości do rozwoju. Orzeł zawsze był dla mnie otwarty, wspierał mnie i za to dziękuję!
Bartosz Matoga: Wtedy gdy zamknęli nam internat w Lubinie, wróciłem do domu, musiałem trenować indywidualnie i umawiałem się z trenerem Markiem Pajką na treningi bramkarskie na obiektach Orła. Kibicuje Orłowi, jak tylko mogę to przyjeżdżam na mecze i jestem pewny, że ten klub będzie się dalej rozwijał. Jak zaczynaliśmy to było jedno boisko, teraz obiektów do treningu jest więcej – boisko sztuczne i siłownia. Myślę, że infrastruktura się jeszcze będzie rozwijać, a myślę też, że kiedyś tu wrócimy i czemu by nie grać w drugiej, czy nawet pierwszej lidze w Orle? Chyba, że mnie brat nie wpuści do bramki, bo zapowiada, że będzie grał wyżej niż ja.
To na koniec co doradzicie młodym zawodnikom Orła Myślenice oraz ich rodzicom w drodze do bycia piłkarzem. Jak trafić na ten poziom i o czym trzeba pamiętać?
Sławomir Chmiel: Często to jest kłótnia z rodzicami – czy mogę iść na boisko, czy nie? Trzeba trenować, dużo trenować, spędzać czas na boisku, pracować nad motoryką i treningi fizyczne. Nie wystarcza treningi z drużyną, ale trzeba pracować też samemu. Trzeba mieć zapał do piłki i pracy, bo bez zapału to mija się z celem. To nie może być też decyzja rodziców, że zmuszają Cię do uprawiania jakiejś dziedziny sportu, każdy sam musi wziąć sprawę w swoje ręce, bo nikt za nas tej pracy nie wykona!
Bartosz Matoga: Trzeba wykorzystać potencjał szkółki oraz klubu i tego jak rozwinął się infrastrukturalnie. Radzę wszystkim jak najczęściej przychodzić na obiekty Orła i trenować, a ta praca przełoży się z czasem na rozwój i wyniki. Myślę, że Orzeł Myślenice to dobra baza i jak pokazały nasze przypadki, można się stąd wybić do najlepszych klubów w Polsce. Szkółka jest monitorowana przez Wisłę, czy Cracovię, a nic nie stoi na przeszkodzie by pójść jeszcze wyżej. Na pewno też ważne jest wsparcie rodziców, my je zawsze mieliśmy, bo nieraz w młodym wieku było trudno dojechać na trening, czy mecz. Podstawą jednak jest ciężka praca i trenowanie!
Wywiady ze Sławomirem Chmielem oraz Bartoszem Matogą ukazały się w wersjach rozdzielonych na łamach miesięcznika powiatowego SEDNO w numerze 4 (161) kwiecień 2021 oraz numerze 5 (162) maj 2021.
Komentarze