Szczęść Boże Młodej Parze, a Gdovia... kurczak!

Sobota 30 kwietnia była szczególnym dniem dla zasłużonego zawodnika i trenera grup młodzieżowych Łukasza Mikołaczyka, który od wielu lat jest związany z myślenickim Orłem. Łukasz Mikołajczyk brał bowiem ślub, zapraszając na niego zdecydowaną większość drużyny. Z tego miejsca serdecznie gratulujemy i życzymy zarówno jemu i małżonce Ani wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.

Niestety w zaślubinach nie mogli wziąć udziału zawodnicy, ani zaproszeni na wesele trenerzy pierwszej drużyny, przez złośliwość działaczy Gdovi Gdów. Pomimo usilnych starań i próśb trwających od momentu ustalenia terminarza o przełożenie meczu nawet na wcześniejszą nieco godzinę, nasi sobotni rywale pozostali nieugięci i jeszcze celowo ustalili mecz na najpóźniejszą możliwą godzinę. Pewnie są dumni z sobotniego zwycięstwa, niemniej jednak wygrać ten mecz mogli również w innych okolicznościach, nie psując weselnej zabawy naszym zawodnikom, dla których daleki dojazd spowodował, że impreza rozpocząć się mogła dopiero po godzinie 21.

Tak samo dumni jak ze zwycięstwa są pewnie z będących pod wpływem alkoholu służb porządkowych i kibiców stojących za bramką, którzy usilnie zaczepiali udających się do szatni zawodników Orła. Doszło nawet do szarpaniny jeszcze w trakcie meczu, gdy jeden z zawodników, który opuścił boisko został szykanowany i opluwany idąc do szatni. Splunięcia w twarz zawodnikowi Orła nie oszczędził sobie też gracz z numerem 7 z Gdovii. Bezpiecznego dojścia do szatni zawodnicy nie mieli zapewnionego także po meczu, będąc zaczepianymi i szarpanymi przez kibiców i służby porządkowe w odblaskowych kamizelkach. Cała sytuacja umknęła sędziemu głównemu, który dziękował Bogu, że mecz się już skończył, bo kompletnie nie sprostał zadaniu, podejmując na murawie masę niezrozumiałych decyzji.

Obiektywnym okiem co najmniej połowa z jedenastu kartek jakie rozdał arbiter była mocno kontrowersyjna, a na dodatek rzut karny podyktowany przez niego spotkał się z śmiechem samego poszkodowanego, który ekwilibrystycznym upadkiem nabrał sędziego w polu karnym. Gdovia ze wspomnianej jedenastki zdobyła jedynego gola w tym meczu. Warto nadmienić, że wcześniej ten sam zawodnik padał w polu karnym jeszcze dwukrotnie, a z racji tego, że miał na swoim koncie żółtą kartkę, nie powinno być go już w końcówce na boisku. Sędzia wolał jednak rozdawać kartki bezcelowo, doprowadzając do nerwowej atmosfery.

Cała sytuacja nie jest jednak przyczyną porażki Orła. Sytuacja opisana powyżej daje tylko niesmak całej otoczce meczu, gdyż z widowiska w duchu fair play zrobiła się podwórkowa gierka rodem z festynu. Orłowcy główne pretensje mają jednak do siebie. Mieli sytuacje. Powinni wygrać, a wystarczyło wykorzystać którąś z stuprocentowych okazji i jeszcze lepiej bawić się na weselu swojego kolegi. Niemniej jednak i tak bawili się dobrze, a jak mawiają klasycy - karma wraca - więc Gdovia też kiedyś będzie w takiej sytuacji potrzebować przełożenia meczu i pomimo wszystko życzymy im, aby trafili na normalnych i wyrozumiałych przeciwników. Ahoj.