Coś się zacięło, Orzeł ratuje remis w Dobczycach

Trudno cieszyć się z punktu, kiedy Orzeł Myślenice wrócił z dalekiej podróży przegrywając już 0:2 w Dobczycach z Rabą, ale przez cały mecz zdecydowanie przeważał. Takiej przewagi w posiadaniu piłki Orłowcy nie mieli w bodaj żadnym z dotychczasowych meczów ligowych, a już na pewno w potyczkach z Rabą, która przystąpiła do tego spotkania w odmłodzonym nieco składzie.

Ofensywne zapędy myśleniczan przypominały nieco bardziej bicie głową w mur lub walkę z wiatrakami, a niepotrzebne dyskusje z arbitrami niczym rozmowa z radiem. Patrząc na sobotnie widowisko, to właśnie sędziowie dokładali wszelkich starań, by być w centrum zainteresowania, a zamiast na podejmowaniu właściwych decyzji skupiali się na dyskusjach o przysłowiowej dupie Maryni.

Orłowcy w pierwszej połowie wręcz w chodzonego utrzymywali się przy piłce, a brakowało elementu zaskoczenia i przyspieszenia. Pierwszym sygnałem mógł być strzał Krzysztofa Zająca gdy był już sam na sam z bramkarzem, ale huknął nad poprzeczką. Później jeszcze z dwa razy nieudolne próby Orłowców kończyły się na rękawicach golkipera Raby, a dzwonkiem na pobudkę dla Orła powinna być akcja z końcówki pierwszej połowy, gdy po serii błędów w ustawieniu Raba po kontrze zdobyła bramkę na 1:0.

Podopiecznym trenera Kamila Ostrowskiego i Dawida Sudra zadzwoniło, ale nie wiadomo w którym kościele, bowiem nadal przewaga nad zepchniętą do defensywy Rabą nie przekładała się na stwarzane sytuacje. Gwoździem do trumny mógł być drugi gol, gdy rywale szybko rozegrali rzut wolny, a po dośrodkowaniu w pole karne niekryty gracz gospodarzy głową trafił do siatki.

Dopiero ten gol podziałał motywująco, bo choć z boku wyglądało jakby gra się kompletnie nie układała, to nie można zawodnikom odmówić serducha włożonego w próbę wygrania tego spotkania. Pierwszym sygnałem ku temu była przebojowa akcja Krzysztofa Zająca, kiedy był ewidentnie faulowany w polu karnym, ale skwitował to sędzia słowami, że go zna i chociaż trzask uderzonego ochraniacza słyszany był na całym stadionie, to gwizdek arbitra milczał.

Chwilę później w roli głównej znów ci sami bohaterowie i choć Mateusz Mistarz trafił głową w bramkę, to sędzia asystent wyraźnie spóźniony za akcją rzekomo dopatrzył się, że piłka opuściła wcześniej linię końcową podczas dośrodkowania Krzysztofa Zająca. Za chwilę szansę z kilku metrów miał Krzysztof Pyzio, który fatalnie spudłował mając przed sobą pustą bramkę.

Niemoc strzelecką przełamał Mikołaj Wyroba, który pewnie wykończył dośrodkowanie Krzysztofa Zająca w 81. minucie. Wyraźny sygnał do ataku wlał wiarę w serca Orłowców i na efekt trzeba było czekać niespełna minutę. Z kornera dośrodkowywał Paweł Dąbrowa, a w polu karnym przytomnie zachował się Krzysztof Żak, który mocnym strzałem doprowadził do remisu.

Rywale grali już wówczas w dziesiątkę po czerwonej kartce w efekcie dwóch żółtych. Końcówka więc zapowiadała się emocjonująco i taka też była. Orzeł napierał, a kiedy sam na sam po zgraniu Mistarza wyszedł Krzysztof Zając i wydawało się, że zwycięstwo Orłowi może zapewnić ta akcja sędzia dopatrzył się spalonego, którego nie miało prawa być. 

Orzeł Myślenice zaliczył więc trzeci z rzędu remis w rozgrywkach ligowych, a za potyczkę z Rabą biało-zieloni mogą mieć pretensje głównie do siebie, bo nie potrafili wykorzystać znacznej przewagi w posiadaniu piłki. Błędne decyzje arbitrów co prawda wprowadzały frustrację w szeregi zawodników obydwóch drużyn i niejednokrotnie na boisku się zakotłowało, ale trudno przejść obojętnie wobec sytuacji, w których Orzeł tracił w tym meczu bramki na własne wręcz życzenie. 

Już za tydzień Myśleniczanie zagrają ostatni mecz sezonu 2016/17 podejmując na własnym obiekcie walczące wciąż o awans do IV ligi LKS Mogilany. Początek tego meczu 17 czerwca o godzinie 17:00. Zapraszamy!

Raba Dobczyce - Orzeł Myślenice 2:2 (1:0)
Wyroba 81, Żak 82

ORZEŁ: Obłaza - Żak, Mistarz, Kasprzyk, Lesiński (46 Mróz) - Sabała, Sałach (63 Mikołajczyk), Pyzio (72 Bartosz), Wyroba, Kasperek (46 Dąbrowa) - Zając