Paweł Karaś - człowiek od zadań specjalnych!
Na kłopoty Pawka, mówiono żartobliwie, gdy Paweł Karaś przejmował drużynę po dwóch przegranych meczach rundy wiosennej. Przejmował, gdy Orzeł Myślenice znajdował się w fatalnej sytuacji, zajmując ostatnią lokatę w lidze. Mówiono niby żartobliwie, ale z nadzieją na wydostanie się ze strefy spadkowej i odbudowanie zespołu po nieudanym początku rundy. Sytuacja była beznadziejna, trudno wskazać trenera, który podjąłby się takiego wyzwania, gdy do końca rozgrywek pozostawało 11 meczów, a Orzeł przecież chciał pozostać w szeregach piątej ligi.
Paweł Karaś to człowiek o wielkim sercu, jemu los Orła i jego zawodników nie był obojętny. Potrafił zrezygnować ze spraw prywatnych i swojej pracy zawodowej w Niemczech, aby ratować myślenickiego Orła. Nie potraktował tego jako pracę, a jako wyzwanie. Od początku nakreślał realnie cel, od początku wierzył w zespół i dzięki wydatnej pomocy Kamila Ostrowskiego, który jako II trener prowadził zajęcia treningowe, ten cel został osiągnięty. Cel, jakim było oczywiście utrzymanie Orła w V lidze.
Uniknięcie degradacji przez Orła jest wielką zasługą duetu trenerskiego Karaś-Ostrowski. Orzeł, który już wręcz padał na deski potrafił podnieść się z kolan i jak wytrawny bokser schowany za podwójną gardą przetrwać do ostatniej rundy, aby cios nokautujący wyprowadzić na samym finiszu.
Mimo uporczywej rywalizacji Orłowcy mogli tę walkę - jak to w boksie - przegrać na punkty. Niewiele zabrakło, a nawet zwycięstwo w Kornatce przy identycznym stosunku jak Rudnik mogło degradować właśnie Orła. Los jednak się uśmiechnął i walka o utrzymanie zakończyła się zwycięstwem!
Rozpoczęło się od lewego sierpowego, gdy po dobrym meczu Orzeł miał na widelcu LKS Rudnik. Prowadził 1:0, ale rywal wyprowadził bolesny sierpowy w końcówce, doprowadzając do remisu. Cios o tyle bolesny, że Rudnik od początku był brany pod uwagę jako jeden z tych bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie. Efekt - Orzeł pozostał w strefie spadkowej. Następnie wyjazd do ówczesnego lidera - Czarnych Staniątki i tam nasza druga runda. Spryt i technika Kamila Lesińskiego daje prowadzenie. Orzeł punktuje, jest już 4:0! Lider na kolanach, a nie przeszkadza w tym małe draśnięcie w postaci straconego na 4:1 gola. Ta runda dla Orła, wszyscy widzą światełko w tunelu i szansę na sukces!
Trzecia runda i znów dramaturgia - do Myślenic przyjeżdża Zakliczyn z trenerem Nowakiem. Mecz wręcz brzydki, ale Orłowcy są na fali, bo chociaż przegrywali, to wygrali i to w przedziwnych okolicznościach, bo w końcówce meczu dzięki bramkom Darka Ślusarza i Artura Krausa. Znów pojawiło się światełko w tunelu i mający dobry okres wytrawni bokserzy z Myślenic znów jechali po punkty do kolejnego lidera. Tym razem Górnika Wieliczka. Cel się udał, Orłowcy prowadzili po bramce Krzysztofa Pyzio i chociaż stracili gola w drugiej połowie to remis dał kolejny punkt. Orzeł wznosił się na swoich skrzydłach i już niewiele brakowało, aby wydostał się ze strefy spadkowej.
Runda szósta i siódma, najpierw Hejnał w Myślenicach, a następnie Dziecanovia na wyjeździe - wszyscy liczyli tu na zdobycze punktowe, ale obie drużyny okazały się wymagającymi przeciwnikami. Przede wszystkim skutecznymi, bo podopieczni trenera Karasia zaliczyli dwie porażki, ale dwa przyjęte ciosy na korpus nie przekreśliły szans w walce o utrzymanie. Można było bowiem mówić tutaj o pechu.
Mecze z Gdovią i Pcimianką to lekka zadyszka dla naszego boksera, ale chociaż próbował zgarnąć pełną pulę, to musiał zadowolić się punktem i później do końca sezonu zostały już tylko trzy mecze. Trzy mecze, trzy rundy, trzy wielkie finały! Tutaj już nie można było się pomylić i Orzeł najpierw powalił na deski Śledziejowice, degradując rywala do A klasy, następnie rozdrażniła go Gościbia, ale myśleniczanie doprowadzili do remisu, dopisując ważny punkt w swojej bokserskiej walce o utrzymanie. Być może najważniejszy w końcowym rozrachunku. Wtedy zostaje już ostatnia runda! Kornatka, pełne trybuny, finał finałów i nasz Orłowski bokser rzuca na deski rywala w pierwszych minutach, nokautując go jeszcze w pierwszej połowie. Rywal był już na deskach i chociaż próbował się podnieść, to nie miał już siły.
Orzeł został w okręgówce, a wielka w tym rola trenera Pawła Karasia, ale także Kamila Ostrowskiego, który poświęcił swój cenny czas pomagając w treningach. Zadanie zostało wykonane głównie dzięki nim, bo jak to trener Karaś powtarza żartobliwie - "co dwie głupie głowy, to lepiej niż jedna mądra!" Z tego miejsca serdecznie im dziękujemy!
Komentarze